Wieku 14 lat wydarzyły się kolejne ważne wydarzenia, które nie łączyłam za bardzo z tym kim jestem, ale z perspektywy czasu widzę, że ma to duży związek. Żyłam podwójnym życiem, miałam depresje i unikałam ludzi. Walczyłam ze sobą i zaczynałam trochę pojmować świat chłopców, w którym ważna jest agresja i to ona była podstawą do szacunku. Więc chociaż nie chciałam, wchodziłam w bójki i rozróby, grałam swoją rolę, aż nastało pewne wydarzenie.
Miałam grypę, jak co roku, a po niej dopadł mnie poważny wirus, nazywa się go "zapalenie mózgu" Pamiętam ten mroczny poranek - wstałam do szkoły, bo wyzdrowiałam po grypie - mój i siostry pokój był przed pokojem rodziców i przechodziło się z ich pokoju do kuchni i do wyjścia z domu. W połowię pokoju, przy ścianie był stół, po drugiej stronie pokoju łóżko, w którym leżeli rodzice. Gdy szłam i zbliżałam się do stołu, moje nogi przestały działać, czyli przestałam je czuć i pamiętam tylko to, że próbowałam złapać się płyty tego stołu.
Obudziłam się w szpitalu, ale mój mózg zrobił reset, dlatego myślałam, że dopiero wstaje do szkoły, myślałam, że budzę się w swoim łóżku, a nade mną pełno ludzi. Połączyłam ten obraz z mrocznymi obrazami z Archiwum X, gdzie robiono eksperymenty na porwanych ludziach. Tyle pamiętam i dopiero później dowiedziałam się od rodziny, że pobiłam lekarzy, wyzywałam ich i groziłam im, 8 dorosłych mężczyzn musiało mnie zapiąć w pasy i uspokoić - byli w szoku, ile dziecko może mieć siły i wściekłości. Dowiedziałam się też, że jadąc karetką do akademii medycznej do Gdańska, serce przestało mi bić i powiedziano mojej mamię, że zmarłam. Spisano mój zgon, lecz po chwili zaczęłam znowu oddychać.
Byłam 3 dni w śpiące i straciłam świadomość, zapomniałam kim jestem i kim są bliscy. Dziwne jednak jest to, że powtarzałam swoje zasady i idee, że siła jest w głowie, nie w mięśniach, że spryt zawsze pokona siłę fizyczną, że silniejsi są ludzie empatyczni z dobrym sercem, bo mają odwagę czynić dobro itd... Zatem nie wiedziałam jak mam na imię, ale głosiłam swoje zasady i idee.
Byłam w okresie przejściowym, miedzy dziećmi, a dorosłymi i dali mnie do dorosłych, byłam w pokoju ze starszym panem i szybko dochodziłam do siebie.
Ważne jest też to, że nie wspominałam chyba o tym, że w 4 klasie, miałam zapalenie opon mózgowych, więc podobny wirus dopadł mnie drugi raz, lecz tym razem było trudniej i poważniej.
Był to okres, w którym już nie chciałam żyć, bo cierpiałam i nie widziałam sensu życia, dlatego byłam zła, że się obudziłam, zawiedziona i smutna. Jednak gdy pytano mnie, czy coś pamiętam, ja powtarzałam jak mantrę, że nie, ale mam uczucie, że kazano mi wrócić, bo nie wypełniłam swojej misji, która jest ważna. Jedynie tyle wiedziałam i nie miałam pomysłu o co chodzi i dlaczego muszę żyć. Czułam że jestem bez talentu, bez ambicji, bez chęci i siły do życia, a jednak mam żyć i to mnie irytowało.
Szybko zaskarbiłam sobie pozytywne emocje, pomagając starszym osobom, będąc miłą, sympatyczną i jedynym dzieckiem na oddziale. Zaczynał się także mi się okres dojrzewania chłopięcego ciała, więc jadłam w dużych ilościach i mój organizm się zmieniał.
Po miesiącu wyszłam do domu, potem 3 miesiące byłam na L4. Wiosce przyjęto mnie bardzo sympatycznie, jak to w małych społecznościach, ludzie cieszyli się, że żyje. Ja jednak udawałam, że też się cieszę i jestem wdzięczna, chociaż doszedł w mojej głowie kolejny ciężar i pytania - dlaczego żyje? po co?
Wierzyłam wtedy w mistyczne rzeczy i czułam, że kazano mi wrócić, bo nie jestem zwykłą osobą i że moje przeznaczenie jest wyjątkowe - ale może to tylko dziecinne tłumaczenie czegoś co wydarzyło się w moim życiu? Czy to moja wyobraźnia, czy rzeczywiście w tym coś jest? Od tamtej chwili, przez lata mnie to dręczyło i tworzyło we mnie inny punkt widzenia. Może wiara w swoją wyjątkowość usprawiedliwiała moje cierpienia i dziwactwa? Może pozwoliło mi przeżyć i nie zabić się, bo wierzyłam, że kiedyś będę ważna? W końcu czułam się nikim, dziwakiem bez talentu, "który nie chciał żyć" i pragnęłam miłości, pragnęłam być zauważana i szanowana.
Nie zniszczyło to we mnie poczucia bycia dziewczyną, dalej żyłam podwójnie, dalej walczyłam ze sobą i nie odstraszyło mnie to od śmierci, bo nadal chciałam umrzeć. Jednak wierzyłam, że nie umrę, aż nie wypełni się moje przeznaczenie. Byłam tą samą dziewczyną w chłopięcym ciele, lecz coś się we mnie zmieniło.
Tylko co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz