Pierwszy pobyt w szpitalu Psychiatrycznym
Pierwszy pobyt w szpitalu, pierwszej nocy nie zasnęłabym i kilka dni byłam osłabiona po zatruciu.Poznałam na sali 3 kobiety, które mnie wspierały i po kilku dniach się otworzyłam, dużo płakałam i wielu chwil czy sytuacji nie pamiętałam. Byłam w kiepskim stanie. Kobieta, której oddałam serce i pomogłam nie raz finansowo i materialnie, a także duchowo. Postanowiła być agresywna i mnie dobić, zamiast przywieść mi ubrania, bieliznę i kosmetyki. Atakowała mnie i okradła. Część moich rzeczy wywaliła do śmieci, a część zostawiła sobie. To był cios za ciosem, chciałam umrzeć i płakałam dużo, serce miałam Złamane, ale najgorsza była lekcja, ze słowa z ust człowieka nic nie znaczą, a do tego oddała moje kotki do schroniska i to na drugi dzień, okazała się potworem, narcyzem i bluszczem.
Ale zacznijmy od początku. Poznałam pewną kobietę na TikToku, potem weszły rozmowy na kamerce, całymi dniami po pracy. Zaprosiła mnie na święta, chociaż to ja finansowałam je. Potem wspólny sylwester i zamieszkałyśmy razem po jakimś czasie, myślałam, że znalazłam rodzinę, że jesteśmy siostrami, nie myślałam o seksie, chociaż ona chyba tak. Pół roku i wróciła do mnie silna depresja, pieniądze nie miałam już tak dużo. Zaczęło się psuć, miałam sen, że ma faceta i będę musiała odejść, ale w depresji nie miałam sił. Pewnego dnia zadzwoniła i powiedziała, wynieś się, ja wtedy potrzebowałam jednego impulsu, by się zabić, bo ciągle o tym myślałam. To był ten impuls, poszłam. Do lasu, wzięłam torebkę, leki i nóż. Płakałam kilka godzin, potem jej napisałam, że się zabijam. Leki niestety nie działały i siedziałam do 22 w lesie. Potem jedna kobieta wysłała mi na hostel i kazała iść się przespać, uznałam, że nie mogę olać dobrego serca. W drodze do hostelu złapała mnie policja. Jedna noc na Sosze z kroplówkami i potem szpital srebrniki.
Jak już mówiłam, dobijała mnie. Czułam Ogromny ból i byłam załamana. Na szczęście poznałam
kobiety, które podały mi pomocną dłoń, a kobieta z fundacji „My Rodzice” przywiozła mi ubrania, chociaż popełniła błąd, dając, mi męskie gacie jednak jestem wdzięczna za pomoc. Jakiś czas łóżko i spacerowanie, nie pamiętam ile. Potem zaczynałam się oswajać, poznawać ludzi, oglądać z nimi filmy, rozmawiać, układać puzzle i grać w planszówki. Tak wygląda pobyt w dobrym w miarę w szpitalu, spanie, spacery i zajęcia z innymi. Były też zajęcia terapeutyczne z muzyką, rozmowy grupowe z psychologiem, gimnastyka i spacery. Ordynatorka mnie nie lubiła i za szybko mnie się pozbyła, dlatego nie wyszłam wyzdrowiona. Bo nie byłam ustabilizowana. Oprócz tego co napisałam, jest dzienne rytuały, ranne budzenie, ściskanie łóżek, śniadanie i leki, potem chwila do obchodu, przerwa do obiadu, po obiedzie czas wolny, kolacja i 20-21 leki.
Szpital nie jest taki straszny ani taki zły, czasami mózg potrzebuje leków, a my opieki lekarzy, by wrócić do stabilności. Można też odpocząć od życia, wyciszyć się i wrócić do energii dziecka w sobie, które przecież każdy z nas ma.
Patologiczny kłamca!
OdpowiedzUsuń