Do tego posta przymierzam się od dwóch miesięcy, ponieważ ciężko o tym pisać, ale w końcu się udało. Chce dziś opowiedzieć o tym, jak mnie bito i gnębiono w szkolę. Szkoła była dla mnie koszmarem, byłam tam samotna, wystraszona, inna, wrażliwa i biedna, dlatego byłam łatwym celem do bicia i gnębienia.
Zaczęło się to już w zerówce, byłam nowa, inna, wrażliwa, nie chciałam się bić, ani dokuczać innym dzieciom, byłam pokojowo nastawiona i nie rozumiałam świata chłopców.
Był tam chłopak, który był potworem, strasznie zepsuty dzieciak, toksyczny, pełen pogardy, agresji i jadu. W sumie przez całą podstawówkę nie pamiętam, by był chociaż raz pozytywny, by zrobił coś dobrego - nazywał się Łukasz S.
On był prowokujący i namawiający do atakowania mnie, często mnie osaczali i nawet kiedyś wpadłam prawie pod ciężarówkę, bo uciekałam przed nimi na drugą stronę ulicy. Było to chyba w 3 klasie, na szczęście nic mi się nie stało, ale to ja musiałam się tłumaczyć potem.
Do 4 klasy, przeniesiono nas do szkoły w pobliskiej wiosce i trasa była znacznie dłuższa, a do tego dyrekcja sobie wymyśliła, że dzieci z naszej wioski trafią do klasy spadochroniarzami (z góry osądziła nas, że jesteśmy gorsi) Rodzice, którzy interesowali się dziećmi, wymusili przeniesienie pociech do lepszej kasy. Ja i mój oprawca zostaliśmy w tej klasie i ja mając już depresje i kompleksy, było mi wszystko obojętne.
Szybko okazało się, że piekła ciąg dalszy nastąpił. Napadali mnie na przerwach, po szkolę, wyśmiewano, poniżano, popychano i nie chciałam się do nich do stosować, być z nimi w grupie, więc byłam sama. Bałam się wracać ze szkoły, szczególnie, jak nie było dorosłych w okolicy. Nigdy nie wiedziałam, czy czekają na mnie, by się poznęcać, pobić itd...
W domu nie mogłam liczyć na pomoc, więc tłumiłam to w sobie, a rano wstając do szkoły, byłam przerażona i chciałam umrzeć. Wiedziałam, że idę w sidła bólu i poniżenia, że znowu będę cierpieć, że znowu będę czuć się jak gówno. Nauczycielom nie mogłam ufać, nie było psychologa, ani pedagoga, któremu mogłabym się wyżalić, - nikomu nie ufałam i myślałam, że świat jest okropny.
Tak przebiegła mi podstawówka, z przykrością i bólem wspominam ten czas, ale gdy dziś o tym myślę, to jestem z siebie dumna, że nie byłam po drugiej stronie, że nie byłam oprawcą i że przetrwałam.
Dziś mam siłę być sobą, odważyłam się na coś, co niektórych przeraża, przetrwałam, jeszcze żyje i choć miałam depresje, przeszłam piekło, to mając 37 lat jeszcze żyje. Nie wpadłam w alkoholizm, nie palę papierosów, nie ćpam i nie jestem hejterką. Nie złamali mnie, nie zniszczyli i byłam jak bohaterowie książek i filmów, a moi oprawcy byli tymi złymi i mam nadzieje, że życie ich doświadczy za to.
Ja tymczasem żyje dalej, odważna, nie złamana, z marzeniami i siłą, którą mam w sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz